Moje domy nad morzem, czyli smaczny sposób na życie [wywiad]

Niedawno jeden z czytelników zwrócił mi uwagę, że Tasty Way of Life, czyli Smaczny sposób na życie, oznacza o wiele więcej niż zaangażowane ojcostwo. Kiedy zacząłem w gronie znajomych dyskutować, czym może być smaczne życie, padło wiele definicji, które miały jedną wspólną cechę. Smaczne życie oznacza realizację marzeń. A realizacja marzeń często wymaga odwagi, ryzyka, zaangażowania, pasji i ciekawości niewiadomego. Każdy z nas mógłby pewnie wskazać osobę, która smakuje życie w ten sposób, realizując konsekwentnie swoje wyśnione plany. I niekoniecznie muszą to być osoby z pierwszych stron gazet. W zasadzie nie jest pewne, czy właśnie celebryci faktycznie smakują życie tak, jakby tego sobie życzyli. Bo dla mnie smaczne życie oznacza też życie w zgodzie ze sobą, z ludźmi dookoła i z szacunkiem do otaczającego nas świata. Wydaje mi się, że właśnie ludzie, którzy to potrafią, realizują swoje prawdziwe marzenia.

Chciałbym zaprosić was na wywiad z Kasią Orlicką, która znalazła swój smaczny sposób na życie. Od zeszłego sezonu Kasia prowadzi Plaja Lubiatowo na polskim wybrzeżu. Są to trzy stylowe, rodzinne domy ze wspólną dużą działką z placem zabaw dla dzieci. Kasia sama zaprojektowała i wybudowała całość. Od tej pory mieszka jedną nogą w Krakowie, a drugą w Lubiatowie.

Rozmawiamy o marzeniach, ich realizacji i praktycznych radach dla osób marzących o swoim pensjonacie czy domku gościnnym gdzieś w Polsce.

Kasiu, co powinniśmy widzieć o Tobie, żeby choć trochę Cię poznać?

Jestem architektem wnętrz a także menedżerem działu handlowego w dużej polskiej firmie, zajmującej się sprzedażą materiałów budowlanych. Mieszkam w Krakowie od lat, ale urodziłam się w Częstochowie. Jestem mamą dwóch chłopaków: trzynastoletniego Jaśka i dziewięcioletniego Karola. Mówię o sobie, że jestem jedną kobieta w gronie trzech mężczyzn. Tym trzecim jest mąż – Marcin.

Skąd pomysł na domy nad morzem?

Szukaliśmy inwestycji i zabezpieczenia finansowego na przyszłość. Obydwoje pracujemy w branży budowlanej, w której koniunktura jest bardzo zmienna. Pomyśleliśmy, że moglibyśmy spróbować swoich sił w turystyce, wykorzystując jednocześnie swoje doświadczenie z budownictwa. Byliśmy początkowo otwarci na różne lokalizacje. Góry, morze, rozważaliśmy też jakieś miejsce w centrum Krakowa. Do Lubiatowa trafiłam przez przypadek, pracując dla jednego z klientów. To on pokazał mi okolicę. Kiedy zobaczyłam to miejsce, to się zakochałam. Wiedziałam, że to jest to.

Skąd wiedziałaś, że to jest to miejsce?

To się czuje, intuicja! Miejsce, to jeszcze nic… Ale jak zobaczyłam plażę… Moi rodzice zaszczepili we mnie miłość do polskiego morza. Najczęściej odwiedzaliśmy pobliską Łebę. Uwielbiałam tam jeździć. To jest taki powrót do dzieciństwa, do moich miejsc. Morze jest od zawsze moim wspomnieniem.

Już na pierwszej rozmowie dogadałam się z właścicielem co do ceny za działkę. Pamiętam, że wróciłam do domu i powiedziałam Marcinowi, że jest po prostu bajka. Dla mnie ta plaża jest jak zaczarowana. Jest tu totalnie bezludnie, jesteśmy tu zupełnie sami. Często przez cały dzień na plaży nie spotykamy nikogo. To jest dla mnie wręcz mistyczne miejsce. W Plaja Lubiatowo mamy do plaży kilkaset metrów. Oddziela nas od niej tylko urzekający iglasty las, zielony przez cały rok. Poza tym w las wdziera się Wydma Lubiatowska, więc jest w nim naturalny piasek morski.

Czy coś Cię zaskoczyło po podjęciu decyzji o zakupie działki?

Był moment konsternacji, kiedy mój Marcin, po tym, kiedy już wspólnie zdecydowaliśmy się na to miejsce, usiadł i oznajmił mi: Ty, ale ja w sumie nie lubię polskiego morza… Byłam bardzo zaskoczona. On nie miał dobrych skojarzeń z dzieciństwa. Ale to się zmieniło i już pokochał Plaję. To była kwestia paru dobrych momentów i teraz uwielbia tu przyjeżdżać. Potrzebował czasu…

Jak ważna jest dla ciebie Plaja?

Wydaje mi się, że to jest nasza przyszłość. To nie jest już pomysł na dodatkowy biznes, tylko sposób na życie. Cieszy mnie to, że spełniam marzenia wielu osób, nie tylko swoje. Mój tata ostatnio po spacerze w lesie powiedział mi, że nie spodziewał się, że coś tak pięknego mogło go jeszcze w życiu spotkać. Moje dzieci uwielbiają to miejsce. Poznają tu dużo rówieśników, więc jest to fajne oderwanie od miasta.

Mam ogromną satysfakcję, że daję ludziom radość. Jest mi miło, kiedy dostaję maile z podziękowaniami od klientów i z opiniami, że jest to miejsce magiczne. Ciągle się uczę, poprawiam standard i chciałabym, żeby ludzie się tu jak najlepiej czuli i w pełni odpoczywali.

Ja sama się też się dobrze czuję w moich domkach. Tutaj mam spokój. W Krakowie pracuję z ludźmi w ciągłym harmidrze. Tutaj wolniej płynie czas. Nie potrafię nigdzie indziej wypoczywać tak, jak w Plai. Bez planu, nic nie muszę. Mogę totalnie się odciąć.

Jacy są tutaj ludzie?

Mówią, że jak się zadrze z Kaszubami, to może być kiepsko, ale ja złego słowa nie mogę powiedzieć. Są bardzo przyjaźni. Choć bywają momenty trudne w biznesie, bo tutaj czas leci jakoś inaczej. W Krakowie pracuję według grafiku i jestem przyzwyczajona do dotrzymywania terminów. A tutaj trzeba się dostosować. Czasami jestem tym zdenerwowana i zwracam uwagę wykonawcom. Ale oni nawet się nie irytują. Mają totalny luz. To i mi od razu nerwy przechodzą. Tutaj czas płynie wolniej niż w dużym mieście. Przecież dlatego tu się dobrze czuję.

Poza tym, jeśli już kogoś tutaj w lesie spotkamy, to często są to spotkania niezwykłe. Ostatnio na ścieżce w rozmawiałam z mężczyzną, który wyjaśnił mi, że nieopodal objawiła mu się Matka Boska i że on wymodlił, żeby nie było tu elektrowni atomowej. Ja nigdy nie wierzyłam, że te plany budowy elektrowni zostaną zrealizowane, i tu nagle w lesie spotkałam osobę, dzięki której to się stało faktem (śmiech).

Co poradziłabyś osobom, które miałyby podobny pomysł i chciałyby wybudować swoimi siłami pensjonat, dom czy hotelik gdzieś w Polsce?

Po pierwsze, żeby wiedzieć, dla jakiego klienta to robimy. Na przykład Plaja Lubiatowo to jest miejsce dla rodzin z dziećmi, które chcą się odciąć od zgiełku czy innych ludzi. Chcą być bliżej natury, pospacerować po lesie, czy poobserwować lisa, który zagląda nam do domków. W okolicy nie ma wesołego miasteczka, knajp i barów na każdym rogu czy betonowego deptaku, więc nie jest to miejsce dla każdego.

Po drugie, wiedząc, dla kogo to robimy, musimy przygotować odpowiednio miejsce. Chodzi o to, żeby klient czuł się tu dobrze. To nie tylko daje osobistą satysfakcję, ale też dzięki temu zapewni miejscu reklamę. Sama mam rodzinę z dziećmi i podróżuję, więc wiem, czego mi w podobnych miejscach brakuje. Na przykład, jeśli przyjeżdżam na kilka dni i mam ochotę zrobić naleśniki, to super, jeśli w domku jest mąka czy sól i nie muszę kupować dużych zapasów albo brać nic z domu. Dlatego udostępniam klientom sól, cukier, mąkę czy herbatę. Rozmawiając z klientami uczymy się o ich potrzebach i ciągle modyfikujemy wyposażenie. Stąd pewnego dnia pojawiła się butelka czerwonego wina, kawiarka i paczka dobrej kawy.

Wiemy już dla kogo i co chcemy zrobić. Ale jak się zabrać za budowę, nie mając pojęcia o architekturze i budownictwie?

Zawsze można skorzystać z pomocy zawodowych architektów i specjalistów. Sama świadczę takie usługi dla inwestorów, którzy budują domy pod wynajem, więc wiem, że można to robić, będąc laikiem. Dodałabym jednak tutaj jedną rzecz. Trzeba cały czas się uczyć i rozwijać. Dla mnie nowością jest hotelarstwo i tego cały czas się uczę. Dla kogoś innego nowym wyzwaniem będzie sama budowa. Warto nieustannie zgłębiać wiedzę. To może się przydać w przyszłości. Nikt nie ma całej wiedzy o wszystkich szczegółach projektu, więc to normalne, że się uczymy i nie można się tego bać.

Wiem też, że dajesz pracę ludziom z okolicy.

Tak, to jest bardzo ważne, żeby dobrze żyć z lokalną społecznością; z sąsiadami. Nie trzeba się od razu przyjaźnić, ale uprzejmość na co dzień jest bardzo istotna. To jest mała miejscowość. Tutaj ludzie żyją na drodze, przy sklepie. Rozmawiają. Każdy jest zauważony, nie ginie w tłumie. Do tego też trzeba się przyzwyczaić. Wszyscy wiedzą jakie we wsi są samochody i skąd ludzie przyjeżdżają. Poza tym pracuję zdalnie, więc potrzebuję mieć wokół siebie dobrych ludzi, którzy będą te domy doglądać i dbać o nie. Jeśli sami nie będziemy żyć tym miejscem i nie zbudujemy sobie osobistych relacji z sąsiadami, to musimy mieć kogoś, menedżera, kto o to zadba.

Czy to jest biznes dla bogatych ludzi?

Nie, to nie jest milionowa inwestycja. My mieliśmy odłożone trochę gotówki, ale kredytu nie uniknęliśmy. Zawsze można zacząć od jednego domu i zobaczyć, jak to się kręci. Można zacząć od czegoś małego, co sfinansuje rozbudowę w przyszłości. My zainwestowaliśmy początkowo w dwa domy, a kiedy zauważyliśmy, że to się fajnie rozwija i działa, a ludzie dzwonili i pytali, zbudowaliśmy trzeci dom, który jeszcze wykańczamy.

Często też z góry zakładamy, że nas na coś nie stać. Ta też było i u nas. A okazało się, że się myliliśmy, więc warto sprawdzić, jakie są rzeczywiste koszty. W naszym przypadku okazało się, że dom nad morzem kosztuje tyle, co 50-metrowe mieszkanie w Krakowie. A wydawało nam się, że dużo więcej.

Wiele osób się pewnie waha…

Nie ma złotego środka. Jeśli lubisz ludzi, lubisz z nimi rozmawiać, to takie przedsięwzięcie jest dla ciebie. Trzeba tylko znaleźć swoje miejsce, żeby nie było to tylko biznes


Mnie bardzo historia Kasi bardzo zainspirowała. A Was?
Czy dzięki podobnym wywiadom, chcielibyście poznać więcej osób, które znalazły swój smaczny sposób na życie?

Tomasz Smaczny on EmailTomasz Smaczny on FacebookTomasz Smaczny on InstagramTomasz Smaczny on LinkedinTomasz Smaczny on Youtube
Tomasz Smaczny
Nazywam się Tomasz Smaczny. Rodzicielstwo w duchu RIE (raj) to mój smaczny sposób na życie. Wspieram mamy i tatów w podejmowaniu najlepszych decyzji dotyczących wychowania swoich pociech. Żebyś jako rodzic miał więcej frajdy, spokoju, luzu i spełnienia. Robię to w oparciu o nurt rodzicielski RIE (czytaj: raj), który jako pierwszy konsekwentnie promuję publicznie w Polsce, oraz o wieloletnią praktykę coachingową. Sam jestem tatą pięciooletniej Tosi i doskonale wiem, że dużo łatwiej jest mówić niż robić.
Dlaczego to robię? Przeczytaj moją historię...

Zobacz także:

Czym można się dzielić, żeby to pomnożyć? Czyli po co ludziom wspólnota.

Czym można się dzielić, żeby to pomnożyć? Czyli po co ludziom wspólnota.

Praktyki to nic innego jak zwyczajne codzienne zachowania. Wykonujesz je niezależnie od tego, czy i jaką strategię obierzesz w dążeniu...
Read More
Najprawdopodobniej jedyna rzecz w życiu, która zawsze zależy od Ciebie.

Najprawdopodobniej jedyna rzecz w życiu, która zawsze zależy od Ciebie.

Praktyki to nic innego jak zwyczajne codzienne zachowania. Wykonujesz je niezależnie od tego, czy i jaką strategię obierzesz w dążeniu...
Read More
Co nam daje tolerancja i jak się w niej doskonalić?

Co nam daje tolerancja i jak się w niej doskonalić?

To jest artykuł z cyklu Praktyczna ścieżka smacznego życia. Jesteś tu pierwszy raz? Nie przejmuj się! Możesz zacząć w dowolnym...
Read More
Dlaczego warto żyć odważnie i czym to (nie) grozi?

Dlaczego warto żyć odważnie i czym to (nie) grozi?

To jest artykuł z cyklu Praktyczna ścieżka smacznego życia. Jesteś tu pierwszy raz? Nie przejmuj się! Możesz zacząć w dowolnym...
Read More
Dlaczego warto praktykować radość na co dzień i 10 prostych wskazówek, jak to robić.

Dlaczego warto praktykować radość na co dzień i 10 prostych wskazówek, jak to robić.

To jest artykuł z cyklu Praktyczna ścieżka smacznego życia. Jesteś tu pierwszy raz? Nie przejmuj się! Możesz zacząć w dowolnym...
Read More