Co nas obchodzi rozporządzenie MEN o nauczaniu indywidualnym?

W mediach nie ustają dyskusje na temat projektowanego rozporządzenia MEN o nauczaniu indywidualnym. W skrócie zmiany mają polegać na tym, aby nauczanie indywidualne odbywało się wyłącznie w domu ucznia a nie, jak dotychczas, i w domu, i w szkole. Projekt wywołał oburzenie rodziców dzieci z autyzmem, zespołem Aspergera i z dziesiątkami innych przypadłości, np. depresją czy nowotworem. W pełni solidaryzuję się z ich komentarzami i obawami. Brak możliwości nauczania indywidualnego w szkole w praktyce odetnie wszystkie te dzieci od regularnego kontaktu z rówieśnikami, nawet jeśli miałoby to być dwie godzinny dziennie na WF czy plastyce, i skaże je na izolację od społeczeństwa. Bardzo pięknie zrecenzowała pomysł MEN pani Agnieszka Kossowska na swoim blogu Dzielny Franek. Więcej opinii na temat propozycji MEN znajdziecie też na stronach Polityki, Interii, Dziennika Gazety Prawnej, czy TOK FM.

Natomiast ja zastanawiam się: co nas, rodziców dzieci zdrowych, to w ogóle obchodzi? Czy nie jest to jeden z tych tematów, które razem z kwestiami typu syryjskie sieroty w Sopocie, czy dramat rodzin we wschodniej Ukrainie, wrzucamy do pudełeczka: współczuję; jak dobrze, że mnie to nie dotyczy?

No więc drogi rodzicu tak zwanego dziecka zdrowego, Ciebie też to dotyczy. I to z niejednego powodu. Domyślasz się, dlaczego?

Bo jutro twoje dziecko może potrzebować nauczania indywidualnego.

Nie życzę ci tego, ale gdyby twoje dziecko przeżyło jakąś traumę związaną z wypadkiem samochodowym i wpadło w depresję, mogłoby mieć problemy w pełnym uczestniczeniu w życiu szkolnym. Zbyt duża ilość bodźców, hałas i tłum mogłyby nie pozwolić maluchowi na skupienie, co byłoby tylko łagodnym objawem jego dolegliwości… Jednocześnie obydwoje wiemy, że w takiej sytuacji naszym celem byłoby jak najszybsze i jak najskuteczniejsze wyleczenie dziecka i reintegracja z rówieśnikami. Zastanów się przez moment. W podobnej sytuacji twój syn mógłby mieć kłopot z wysiedzeniem czterdziestu pięciu minut na matematyce. Jednocześnie znakomicie bawiłby się grając z chłopakami w kosza. Wiesz to, bo widziałabyś na jego twarzy tak rzadko goszczący uśmiech. Czy w takiej sytuacji zdecydowałabyś zabrać go ze szkoły? Gdzie byś go zabrała? Do domu? Żeby w czterech ścianach i w twojej obecności dzień w dzień od rana do nocy przeżywał na nowo to, co się złego wydarzyło?

Sami przecież doskonale wiemy, jak zbawienny wpływ na zdrowie psychiczne ma wyjście z domu, zmiana otoczenia i kontakt z innymi ludźmi. Tak samo czują nasze dzieci. Dlatego nie zgadzajmy się na proponowane przez MEN zmiany. Możemy to zrobić wszyscy, aktywnie. Jak? O tym dowiesz się na końcu artykułu.

Teraz podam Ci jeszcze ważniejszy argument, którego jeszcze nie zauważyłem w debacie na temat propozycji MEN.

Twoje dziecko straci bezcenną możliwość kontaktu z innymi od siebie.

Niedawno rozmawiałem ze znajomym polsko-amerykańskim małżeństwem. Zanim zamieszkali w Krakowie, przez kilka lat mieszkali i pracowali w San Francisco, rodzinnym mieście mężczyzny. Tam też dorastała dwójka ich kilkuletnich wtedy dzieci. Nie byłem w San Francisco (choć to jest jedno z moich wymarzonych miast do odwiedzenia). Znam jednak wiele historii na temat tego miasta, które z grubsza można by wrzucić do jednej z dwóch szufladek: ultratolerancyjne lub dla świrów. Wszystko zależy od stopnia wrażliwości i poziomu akceptacji odmienności przez osobę, która doświadczyła tamtej atmosfery.

Wspomniana para różnie oceniała komfort życia w San Fra, ale co do jednego byli zgodni. Po kilkuletnim pobycie ich dzieci miały absolutnie neutralny stosunek do wszelkiej odmienności, która w Polsce typowo zwraca uwagę – rasowej, obyczajowej, religijnej, czy właśnie tej związanej z niepełnosprawnością. Cudowne jest to, że teraz mieszkając w Krakowie, dzieciaki potrafią znaleźć język z każdym, są otwarte i ciekawe ludzi innych niż one same. Nie boją się odmienności, czy u siebie, czy u innych. Bo w San Fra każdy był inny i mocno się wyróżniał na swój sposób.

Co historia o San Francisco ma wspólnego z rozporządzeniem MEN?

Pomyśl, jak często nasze dzieci mają kontakt z koleżanką lub kolegą z zespołem Aspergera, autyzmem, czy kimś kto cierpi na jakąś chorobę niepozwalającą mu na uczestniczenie we wszystkich zajęciach w szkole? Takich dzieci jest w Polsce zaledwie około 20 000. Z nimi jeszcze potencjalnie może mieć kontakt. Bo z innymi dziećmi niepełnosprawnymi, które uczą się w szkołach specjalnych, kontaktu pewnie nie mają żadnego.

A szkoda, bo być może dzięki regularnym spotkaniom z innymi od siebie dziećmi nauczyłyby się czegoś więcej o życiu, o świecie, o człowieku. Może zdziwiłyby się, że świat nie jest taki jednowymiarowy. Że w planie Boskim były też istoty, które mają nieco inną wrażliwość niż ty i ja.

Jak spotkanie z niepełnosprawnością może nas rozwinąć?

Jakiś czas temu miałem okazję zobaczyć wystąpienie niezwykłych rodziców z Włoch – Roberta D’Angelo i Francesci Fedeli, których synek Mario przeżył udar okołoporodowy i jego lewa część ciała była sparaliżowana. Rodzice byli zrozpaczeni. Dlaczego nas to spotkało? pytali siebie. Jak to wpłynie na życie naszego synka? Byli w depresji przez długie miesiące. Aż do momentu, kiedy pewnego dnia, w czasie rehabilitacji, kiedy zamiast ćwiczyć chwytanie przedmiotów, Mario patrzył im wnikliwie w oczy, zrozumieli, że są dla niego lustrem, w którym Mario się przegląda. A skoro tak, to żeby naprawdę pomóc Mario, powinni dać mu wszystko to, co w nich najlepsze, a nie rozpacz i bezradność, której wtedy doświadczali. Nagle spojrzeli na swojego niepełnosprawnego syna, jak na kogoś, kto daje im niesamowitą okazję, żeby stać się lepszymi ludźmi. Zresztą sami zobaczcie tę historię i rodzinę na jednej z konferencji TED (można włączyć polskie napisy).


Spotkanie dzieci, które z braku innej nazwy, nazywamy niepełnosprawnymi, daje nam i naszym dzieciom niezwykłą szansę, żeby stać się lepszymi, bardziej otwartymi i lepiej rozumiejącymi świat ludźmi. W Polsce nie mamy wielu okazji, żeby stykać się z osobami innymi od nas. Dlatego często boimy się obcych.

Nie zabierajmy sobie kolejnej szansy poznania człowieczeństwa w jego wielu pięknych odmianach.

Podpiszmy petycję i podajmy dalej.

Tomasz Smaczny on EmailTomasz Smaczny on FacebookTomasz Smaczny on InstagramTomasz Smaczny on LinkedinTomasz Smaczny on Youtube
Tomasz Smaczny
Nazywam się Tomasz Smaczny. Rodzicielstwo w duchu RIE (raj) to mój smaczny sposób na życie. Wspieram mamy i tatów w podejmowaniu najlepszych decyzji dotyczących wychowania swoich pociech. Żebyś jako rodzic miał więcej frajdy, spokoju, luzu i spełnienia. Robię to w oparciu o nurt rodzicielski RIE (czytaj: raj), który jako pierwszy konsekwentnie promuję publicznie w Polsce, oraz o wieloletnią praktykę coachingową. Sam jestem tatą pięciooletniej Tosi i doskonale wiem, że dużo łatwiej jest mówić niż robić.
Dlaczego to robię? Przeczytaj moją historię...

Zobacz także:

O czym gadają faceci w grupie Lepszy Tata?

O czym gadają faceci w grupie Lepszy Tata?

Mija już rok, odkąd z Jarkiem Kanią z Ojcowskej Strony Mocy założyliśmy fejbukową grupę wspierających się ojców: Lepszy Tata -...
Read More
5 skutecznych sposobów na wyrzucenie z przedszkola w trakcie adaptacji dziecka.  (historia prawdziwa)

5 skutecznych sposobów na wyrzucenie z przedszkola w trakcie adaptacji dziecka. (historia prawdziwa)

11 czerwca 2019 roku w (Nie)Kochanym Przedszkolu w Krakowie Pani Dyrektor zasugerowała nam, abyśmy zmienili placówkę naszej niespełna trzyletniej córce,...
Read More
W jakim wieku najlepiej zostać ojcem?

W jakim wieku najlepiej zostać ojcem?

Niedawno miałem przyjemność być gościem Jarka Kani w podcaście "Ojcowska Strona Mocy". Zostaliśmy ojcami w zupełnie różnym wieku: Jarek mając...
Read More
Minimalistyczna wyprawka dla noworodka.

Minimalistyczna wyprawka dla noworodka.

"Im mniej, tym lepiej." to motto bardzo bliskie mojemu sercu. Dlatego kiedy na moim ulubionym portalu dla rodziców - Ładne...
Read More
O tym, dlaczego warto ufać dziecku bardziej niż sobie, czyli historia zaginionego kotka.

O tym, dlaczego warto ufać dziecku bardziej niż sobie, czyli historia zaginionego kotka.

Nasza Tosia przez ponad pół swojego dwuipółrocznego życia miała przyjaciela – Kotka Psotka. Kotek Psotek był szary, mięciutki, miauczał po...
Read More