Jak naprawdę działa 500+?

W tym roku wakacje spędzamy na Powiślu, które od zachodu graniczy z Warmią. W każdym razie mowa będzie o okolicach Morąga. Mieszkamy w przyjaznej agroturystyce, na koziej farmie, gdzie produkuje się pyszne sery. Któregoś dnia gospodarz zabrał naszą małą ferajnę na objazd okolicznych wiosek, żeby przybliżyć nam życie jej mieszkańców, pokazać okolicę i opowiedzieć trochę o historii.

Jedziemy szosą załataną tak gęsto, że trudno dopatrzeć się już oryginalnej nawierzchni. Dobrze, że samochód mamy z wysokim zawieszeniem, bo trzęsie niemiłosiernie. Mijając kolejne domostwa, które na najbogatsze nie wyglądają, zadaję naturalne pytanie mieszczucha, który znalazł się na wsi – z czego ludzie tu żyją, z rolnictwa?
– Och nie, nie z rolnictwa –
słyszę w odpowiedzi. Z zasiłków.
– Z zasiłków? To znaczy, że tutaj jest duże bezrobocie? –
dopytuję.
Z pewnością jedno z największych w Polsce.
– To chyba nie masz problemów z zatrudnieniem ludzi?
Odpowiedź nie pada od razu. Widzę tylko, jak nasz gospodarz uśmiecha się do siebie, jakby samemu nie dowierzając w to, co za chwilę powie…

Od czasu wprowadzenia 500+ odeszły z pracy już dwie osoby.

W obydwu przypadkach byli to mężczyźni. Pewnie nie można ich było uznać za tuzów z matematyki, więc kilka miesięcy zabrała im kalkulacja przychodów i kosztów. Ale w końcu wymyślili. Mają po troje dzieci, czwarte w drodze. To oznacza 2000 PLN miesięcznie z programu 500+. 2000 PLN to w okolicach Morąga majątek. Można żyć nie umierać. Tyle przecież zarabia się przy jakiejś prostej fizycznej pracy. I na życie wystarcza. No to skoro teraz te same pieniądze spadają z nieba, to po co pracować? Przecież piwko można będzie wypić w południe i z kolegami pogadać, którzy też tacy sprytni są i dużo dzieci mają.

Nie dowierzam tej logice na początku…

Ale przecież wiele dzieci to duże koszty.

Odezwał się korpoludek z wielkiego miasta z jednym dzieckiem. Przecież znam to powiedzenie: jedno dziecko, jeden milion. Nie liczyłem tego sam, ale ktoś to policzył i tyle podobno wydaje się w ciągu życia na jednego potomka. Nie wiem tylko na którego, bo na pewno nie na dziecko z typowej powiślańskiej rodziny. Zacznijmy od tego, że zanim wyjmiemy pierwszy grosz z kieszeni, to dzięki zapomogom można oblecieć jeszcze darmowe obiady w szkole i paczki z ubraniami z PCK. No to czego jeszcze trzeba? Książek, wyprawkę szkolną? Też się da załatwić za darmo dzięki MOPS. Wychodzi na to, że tylko chleba trzeba więcej, a to już da się przeżyć. Tak to się dobrze kalkuluje, że teraz na więcej piwek wychodzi dziennie. A jak się tych dzieci zrobi więcej, to dopiero człowiek żyje.

Z ośmiorgiem dzieci nawet na wakacje można pojechać.

W jednej z rodzin jest ośmioro dzieci. To oznacza 4000 PLN miesiąc w miesiąc do kieszeni od państwa. Ojciec tej rodziny już nie pracuje. Zawsze pracował dla kogoś. Teraz w domu może być szefem pełną gębą. Kiedy rodzina zasiada do obiadu, pierwszy nakłada sobie zupę i nie żałuje sobie gęstego. W tym roku postanowił, że całą rodziną pojadą na wakacje. Do Mikołajek, bo to dla mieszkańca tutejszych okolic najbliższy ważny kurort. Jak ojciec postanawia, tak robi. Informacja o tym fakcie niezwłocznie pojawia się Facebooku. Oczywiście w postaci zdjęcia. Na pierwszym planie widzimy głowę rodziny wystawiające swoje obfite ciało na dmuchanym pontonie. Duma bije mu z twarzy. Mina zdaje się mówić, ale życie w Polsce jest klawe. A ja jestem sprytny i wiem, jak to wykorzystać…

Tata daje dobry przykład.

W dziesięcioosobowej rodzinie różnice wieku są spore. Najstarszy syn ma już 17 lat. Ojciec wie, że jeszcze tylko rok na nim zarobi i dlatego syn może liczyć na wsparcie ze strony rodziców zaledwie przez kolejne dwanaście miesięcy. Potem niech radzi sobie sam. Syn nie zamierza czekać, bo zawczasu wszystko sobie wymyślił. W jego pokoju na poddaszu słychać gaworzenie niemowlaka. To jego pierwsze dziecko, które urodziła mu jego narzeczona. Tata chwali syna za przezorność. Plan jest taki, żeby do dwudziestki spłodzić trójkę. Wtedy już spokojnie można związać koniec z końcem na własną rękę. Trzeba działać, bo nie wiadomo, ile to El Dorado jeszcze potrwa. Czy syn myśli o pracy? Oczywiście, że tak. Przecież ten cały plan prokreacyjny to jest właśnie jego praca, za którą dostanie pieniądze…

Dlaczego w Skandynawii, w której poziom opieki socjalnej jest legendarnie wysoki, takie historie się nie zdarzają?

Bo gdyby pani Sz. była premierem Danii, to przeznaczyłaby te niemal 60 miliardów PLN, które na program 500+ w Polsce zostały wydane, na pomoc pośrednią. Na przykład na przedszkola, kursy dla mam, czy dofinansowanie zajęć pozalekcyjnych. Nie przyszłoby jej przez myśl, żeby te środki dać ludziom do kieszeni. Bo choć należy faktycznie uznać, że jest to jakaś forma wspierania rodziny, to ma ona opłakane skutki uboczne.


Jestem przekonany, że rozsądni ludzie rozumieją, że sposobem na pomnażanie dobrobytu są inwestycje a nie konsumpcja. Pieniądze zainwestowane w jedno przedszkole mogłoby służyć setkom dzieci przez wiele lat. Środki byłyby inwestowane według założonego celu wspierania rodzin a zarazem znacznie pracowałyby bardziej efektywnie. Tymczasem mamy powtórkę z pożyczek Gierka w latach siedemdziesiątych. Kiedy na półkach w sklepach pojawiły się banany i pomarańcze, ludzie zwariowali ze szczęścia. Do czasu Balcerowicza, kiedy trzeba było to zadłużenie w końcu spłacić.

Niestety tak samo będzie i w tym przypadku. Zapłacimy za to gigantyczne zadłużenie wewnętrzne z nawiązką. Bo to nie są czyjeś pieniądze, tylko nasze. Kilku mądrych ludzi zawróciło nam w głowie szlachetnymi sloganami o dobru rodziny. A przecież nie o to chodziło i nie o to chodzi. Chodziło tylko o to, żeby zabetonować elektorat partii rządzącej. I dlatego nikomu w warszawskich gabinetach nie jest wstyd za ten tragiczny dla kraju program.

Tyle relacji z terenu.

Tomasz Smaczny on EmailTomasz Smaczny on FacebookTomasz Smaczny on InstagramTomasz Smaczny on LinkedinTomasz Smaczny on Youtube
Tomasz Smaczny
Nazywam się Tomasz Smaczny. Rodzicielstwo w duchu RIE (raj) to mój smaczny sposób na życie. Wspieram mamy i tatów w podejmowaniu najlepszych decyzji dotyczących wychowania swoich pociech. Żebyś jako rodzic miał więcej frajdy, spokoju, luzu i spełnienia. Robię to w oparciu o nurt rodzicielski RIE (czytaj: raj), który jako pierwszy konsekwentnie promuję publicznie w Polsce, oraz o wieloletnią praktykę coachingową. Sam jestem tatą pięciooletniej Tosi i doskonale wiem, że dużo łatwiej jest mówić niż robić.
Dlaczego to robię? Przeczytaj moją historię...

Zobacz także:

O czym gadają faceci w grupie Lepszy Tata?

O czym gadają faceci w grupie Lepszy Tata?

Mija już rok, odkąd z Jarkiem Kanią z Ojcowskej Strony Mocy założyliśmy fejbukową grupę wspierających się ojców: Lepszy Tata -...
Read More
5 skutecznych sposobów na wyrzucenie z przedszkola w trakcie adaptacji dziecka.  (historia prawdziwa)

5 skutecznych sposobów na wyrzucenie z przedszkola w trakcie adaptacji dziecka. (historia prawdziwa)

11 czerwca 2019 roku w (Nie)Kochanym Przedszkolu w Krakowie Pani Dyrektor zasugerowała nam, abyśmy zmienili placówkę naszej niespełna trzyletniej córce,...
Read More
W jakim wieku najlepiej zostać ojcem?

W jakim wieku najlepiej zostać ojcem?

Niedawno miałem przyjemność być gościem Jarka Kani w podcaście "Ojcowska Strona Mocy". Zostaliśmy ojcami w zupełnie różnym wieku: Jarek mając...
Read More
Minimalistyczna wyprawka dla noworodka.

Minimalistyczna wyprawka dla noworodka.

"Im mniej, tym lepiej." to motto bardzo bliskie mojemu sercu. Dlatego kiedy na moim ulubionym portalu dla rodziców - Ładne...
Read More
O tym, dlaczego warto ufać dziecku bardziej niż sobie, czyli historia zaginionego kotka.

O tym, dlaczego warto ufać dziecku bardziej niż sobie, czyli historia zaginionego kotka.

Nasza Tosia przez ponad pół swojego dwuipółrocznego życia miała przyjaciela – Kotka Psotka. Kotek Psotek był szary, mięciutki, miauczał po...
Read More