Kiedy pomyślę, że coś mogłoby się stać mojej córce, to aż mną całym trzęsie. Od razu odganiam od siebie takie mentalne scenariusze. Bo one są nie do ogarnięcia, nie do przetrawienia. Są straszne i paraliżujące. Wysysają ze mnie życie, chociaż realnie nic się przecież złego nie dzieje.
W takich chwilach spoglądam na Tośkę, czując olbrzymią ulgę i wdzięczność losowi i Bogu za to, co mi się przytrafia. Bo wiem, że są wśród nas mamy i ojcowie, którzy stracili swoje dzieci. W swoim życiu spotkałem kilka takich osób. Wtedy jeszcze sam nie byłem rodzicem, więc wierzyłem, że czują olbrzymi ból i stratę, ale nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Teraz w jakimś stopniu potrafię i czasami zastanawiam się, co bym im powiedział, jakbym się zachował, gdybym jeszcze raz spotkał ich na swojej drodze.
Do niedawna byłem w tym kompletnie zagubiony. Aż natrafiłem na szczere wyznanie pewnej Kanadyjki, Jenny, która jest mamą małej córeczki. Niestety wcześniej poroniła trzykrotnie, w tym dwa razy ciążę bliźniaczą. Do pewnego stopnia ciągle nosi w sobie żal do świata za to, co się jej przytrafiło. Jednocześnie zdecydowała się o tym mówić i przede wszystkim poradzić tym wszystkim, którzy spotkają na swojej drodze rodziców pogrążonych w żałobie, jak możliwie najlepiej się zachować.
Słowa mają wielką moc.
Każdy z nas doświadczył mocy słów. Tych, które przeraźliwie ranią, tych które inspirują a nawet takich, które leczą. W przypadku straty tak bolesnej, jak śmierć dziecka, trudno znaleźć właściwe słowa. I właśnie to niedopasowanie słów pogłębia i tak głębokie już rany. Jenny jednak empatycznie dostrzega, że za wieloma bolesnymi słowami stoją przecież dobre chęci. Niemniej, jak mówi przysłowie, dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Dobre chęci to często za mało.
Poniżej znajdziecie słowa, które pomagają i takie, które ranią. Listę prezentuję bezpośrednio za Jenny, ale pozwoliłem sobie również na osobiste komentarze.
Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty.
Nie mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty. Przynajmniej wiesz, że możesz zajść w ciążę.
Mama w żałobie, która usłyszałaby taki komentarz, cierpiałaby niewymownie. W końcu zajście w ciążę nie gwarantuje donoszenia dziecka. A to właśnie donoszenie ciąży jest w tym wypadku prawdziwym problemem, a nie jego poczęcie. Jak komentuje Jenny, przypominanie jej o tym, że była płodna, prowadziło tylko do interpretacji, że jej ciało było bardzo skuteczne w wykańczaniu ciąż.
Jest jeszcze kwestia partykuły przynajmniej. Kiedy mówimy o stracie, nie ma miejsca na żadne przynajmniej. To nic innego, jak pomniejszanie straty, z której NIC w momencie żałoby pozytywnego nie wynika. A zestawienie jej z okolicznościami jeszcze bardziej dramatycznymi nie zmieni wiele w odczuwaniu mamy. Dla niej czara bólu już jest wypełniona po brzegi i nie zmieści się tam nawet jedna kropla goryczy więcej.
W rodzicielskim trudzie pomaga mi i tysiącu innych rodziców pełne szacunku podejście RIE. Jeśli zastanawiasz się, jak to podejście działa w praktyce, dołącz do grupy rodzicielskiej Rodzice RIE, gdzie aktywnie pomagamy sobie rozwiązywać codzienne wyzwania.
Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty.
Nie mów: Pociesz się wiedząc, że taki był plan Boży.
Przywołanie Boga w takiej chwili jest bardzo kontrowersyjne, szczególnie dla osób, które w Niego wierzą. Bo jak tu nie pomyśleć w takim momencie, jak Jezus cierpiący na krzyżu: “Boże, czemuś mnie opuścił?!?” Jenny była wściekła i kwestionowała fakt, że Bóg doświadczył ją w tak okrutny sposób. Dlaczego jednego dnia dał jej błogosławieństwo nowego życia, żeby zabrać je niedługo później? Słysząc od religijnych członków rodziny komentarze, żeby zaufała planowi Boga, czuła się przytłoczona i oszukana. Dlaczego to ONA została wybrana, żeby tak strasznie cierpieć?
Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty.
Nie mów: Lepiej, że tak się stało. Z pewnością z dzieckiem musiało być coś bardzo nie tak.
Poronienia często przydarzają się z niewyjaśnionych powodów. W przypadku Jenny problemem była budowa jej macicy. Tak więc jeśli już mówić, że z kimś było coś nie tak, to w tym przypadku z mamą, a nie z dziećmi. Niemniej, jeśli nawet przyczyną poronienia są uwarunkowania genetyczne, to ciągle mówimy przecież o stracie dziecka. Dla Jenny, jak i podejrzewam dla większości mam, strata dziecka nigdy nie będzie ok, nawet jeśli płód byłby bardzo obciążony genetycznie.
Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty.
Nie mów: Wiem, jak się teraz czujesz. Straciłem psa, który był dla mnie jak dziecko.
Chcecie poznać mój osobisty komentarz do powyższego? No żesz kurwa mać! No nie wytrzymam! Co to za debil mógł tak powiedzieć? W pierwszej chwili uruchomił mi się stereotyp mało inteligentnych mieszkańców USA, ale potem przypomniałem sobie, że ta historia wydarzyła się w Kanadzie, do której mam duży pozytywny sentyment. Uuuf, muszę odetchnąć…
Jak bardzo nie kochalibyśmy naszych zwierzaków i nie nazywali ich nawet członkami rodziny, to Jenny (a ja wraz z nią) uważamy, że strata pieska i strata dziecka to po prostu nie jest to samo. Naturalnie intencje komentującego z pewnością były pozytywne i raczej nie chodziło tu o porównywanie strat. To była nieudolna próba empatii. Taka może w stylu ministra Waszczykowskiego, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać…
Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty.
Nie mów: Będziesz miała kolejne dziecko i to ukoi Twój ból.
Jenny dzieli się tu niezwykłą obserwacją. Początkowo wierzyła, że tak może być. Że dziecko, które urodzi któregoś dnia, pomoże jej załagodzić wcześniejsze cierpienie. Nic bardziej mylnego. Wspomnienia o stracie nie odeszły. Żyjąca córeczka Margs często przypomina Jenny o dzieciach, które nigdy się nie narodziły. Jakie by były? Czy podobne do Margs? Czy cieszyłyby się z podobnych rzeczy? Jakie miałyby charaktery? Każde dziecko jest wyjątkowe, ukochane i niepowtarzalne. Dlatego urodziny nowego dziecka nie mogą wypełnić straty po Maleństwie, które odeszło.
Mów: Jest mi przykro z powodu Twojej straty.
Nie mów: Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.
Jenny słyszała taki komentarz najczęściej ze wszystkich. Właśnie ten. Myślę, że my, ludzie, potrzebujemy poczucia jakiegoś porządku i sensu. To musiało się zdarzyć z jakiegoś powodu, bo przecież inaczej zbyt trudno byłoby nam zrozumieć tak wielkie cierpienie i stratę. To mi przypomina inną, jeszcze bardziej drastyczną interpretację. Skoro tak się stało, to widocznie ona (mama) na to zasłużyła. Straszne. To przecież nic innego, jak z ofiary zrobić oprawcę. A tymczasem moim i Jenny zdaniem nie ma uzasadnionego powodu, który sprawiłby, że strata dziecka stałaby się w porządku. Strata dziecka nigdy nie jest w porządku. Nigdy.
Jak pocieszyć rodziców w żałobie. Kilka ogólnych rad od Jenny.
- Mów tylko Jest mi przykro. Tylko tyle można w takiej sytuacji powiedzieć.
- Nie bierz na siebie obowiązku pocieszenia rodziców. Nie jesteś w stanie tego zrobić. Wystarczy, że uznasz ich stratę i żałobę. Ty nic tu nie poradzisz.
- Towarzysz w żałobie zarówno mamie jak i tacie. O ojcach często zapomina się w przypadku poronień. A oni też cierpią.
- Zaoferuj pomoc, jeśli możesz. Ugotuj coś, pomóż w zakupach albo zajmij się starszymi dziećmi. Każdy gest będzie bardzo doceniony.
- Daj czas rodzinie. Strata dziecka jest niewiarygodnie trudna i dużo czasu zajmuje powrót do normalności. Twój przyjaciel lub członek rodziny prawdopodobnie już nigdy nie będzie tym samym człowiekiem, ale w końcu odnajdzie jakąś stabilizację emocjonalną.
- Bądź cierpliwy – rodzice po stracie dziecka przeżywają jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń, które mogą być dane człowiekowi.
Jestem wdzięczny Jenny za to wyznanie, bo oswoiło mnie bardziej z całą sytuacją. Bez wątpienia ludzie w cierpieniu potrzebują wsparcia i pomocy. Niemniej ważne jest, żeby wiedzieć, jak jej można udzielić. A jak wielokrotnie się sam już przekonałem, jeśli nie wiadomo co powiedzieć w obliczu cierpienia innego człowieka, lepiej nie mówić nic. Czasami gest, uścisk dłoni czy objęcie jest warte więcej niż jakiekolwiek słowo.
Co myślicie o tych radach? Co byście zmienili, dodali, co budzi Waszą wątpliwość?