Jeśli nigdy nie byłaś z dziećmi w gabinecie luster, nie przejmuj się. Nie potrzebujesz wycieczki do wesołego miasteczka, żeby twoje dzieci mogły przejrzeć się w krzywym zwierciadle. Co więcej, robią to codziennie. Bez względu na to, czy ty i twój partner chcecie tego, czy nie. Twoje dzieci przeglądają się lustrze nieustannie sprawdzając, jak się czują, jak wyglądają i generalnie, czy są w porządku, czy nie. W języku dorosłych to zjawisko nazywa się „modelowanie”.
W domu przeważnie są dwa lustra.
Tym większym i ważniejszym jesteś Ty. Tym drugim, nieco mniejszym jest Twój partner.
Chcesz się dowiedzieć, jak takie lustro działa?
Jak poprzez modelowanie dziecko mierzy swój strach?
Na pewno potrafisz przywołać sytuację, w której twoje dziecko czegoś się przestraszyło. Może chciało dotknąć psa, który nagle szczekną. Może zaniepokoił je hałas miksera, którym robiłaś mus bananowy. A może to była duża broda jakiegoś pana, który się nagle pojawił zbyt blisko.
Co w takich sytuacjach robi Maluch, jeśli nie jest pewien, o co chodzi? Spojrzy na ciebie. Szuka rozwiązania swojego problemu. Tym spojrzeniem zdaje się pytać, jak mam zareagować? Co powinienem czuć? To może być dla niego nowa sytuacja, być może mało komfortowa i dlatego twoja reakcja jest tak ważna.
I wtedy ty, często odruchowo, wykonujesz jakiś gest, jakiś ruch, lub mówisz coś na głos. Może zamachasz rękami, może rzucisz się w kierunku dziecka, może krzykniesz. Może też spojrzysz spokojnie, kontynuując to, co robisz i powiesz coś łagodnym tonem. To na podstawie twojej reakcji dziecko zmierzy swój strach. Jeśli ty widzisz zagrożenie, to i ono je zobaczy. Jeśli zachowasz spokój, Maluch przejdzie nad sytuacją do porządku dziennego.
Jesteś wtedy lustrem, w które bardzo intensywnie wpatruje się twoja córka lub syn. Bo w twojej reakcji widzi odbicie samego siebie.
A czy z radością i uśmiechem jest tak samo?
Dokładnie tak. Nasza radość jest bardzo szybkim bodźcem dla dziecka do dzielenia jej z nami. Kiedy my jesteśmy zadowoleni i radośni, to i nasze dzieci częściej się śmieją. I odwrotnie… Kiedyś usłyszałem historię mamy, która rozstawała się ze swoim partnerem, kiedy jej synek był bardzo mały. Wspominała, że było jej ciężko, bo Maluch nie spał i na dodatek… w ogóle się nie uśmiechał. Na pewno wiesz, jak ważny jest uśmiech Malucha wtedy, kiedy jesteś dosłownie styrana rodzicielstwem. On tak mocno ładuje baterie, daje kopa do dalszego działania. A tutaj nic… żadnego uśmiechu, tylko płacz i płacz. Pomyślałem wtedy znowu o lustrze. Co w sytuacji rozstania z ojcem malutkiego dziecka może przeżywać mama? Czy jest tam miejsce na śmiech? Skąd syn miał czerpać radość, przeglądając się w oczach swojej zrozpaczonej mamy?
Co zrobi dziecko, zanim podejmie ryzyko?
W pewnym momencie dzieci już wiedzą, kiedy dojdą do granicy, której wcześniej nigdy nie przekroczyły. To może być koniec dywanu w pokoju, to może być drabina na strych, czy pierwsze wejście do falującego morza. Dzieci wtedy muszą zadecydować czy iść dalej, czy się cofnąć. Jeśli jesteśmy w pobliżu, od razu spojrzą się na nas.
Uwielbiam te momenty u Tośki. Ostatnio tak na mnie spojrzała, kiedy w po kąpieli w łazience dotarła do końca maty i zaczęła klepać rączką w kafelki podłogowe. Na chwilę znieruchomiała i spojrzała na mnie. Przeglądała się, jak w lustrze. Sprawdzała moją reakcję. Sprawdzała poziom pewności siebie. Czekała na sygnał…
Ryzyko jest z pewnością moim ulubionym typem lustra. Bo wiem, że już nie mam takiej skłonności do ryzyka, jak kiedyś. Za dużo widziałem i zbyt wiele mogę sobie wyobrazić. Z kolei dzieci muszą podejmować większe ryzyko niż dorośli, muszą więcej eksperymentować. To oczywiste, bo wszystkiego się uczą. A jak można się nauczyć nie poznając konsekwencji swoich działań?
Czasami akceptacja ryzyka jest bardzo trudna. Nawet dla taty.
Na przykład wtedy, kiedy widzę, jak Tosia podnosi się na ramionkach i opada gwałtownie na plecy rąbiąc głową w cienką matę, tak że aż zadudni w pokoju. Pamiętam, jak wyrżnęła tak pierwszy raz. Pochlipała chwilę, a ja wytłumaczyłem jej spokojnie, co się stało. Potem za drugim razem, kiedy sytuacja się powtórzyła, nie było mnie w zasięgu wzroku, ale widziałem, że się skrzywiła, ale nie pisnęła. A teraz po prostu nauczyła się łagodnie opadać na plecy i problem się rozwiązał.
W przyszłości wiem, że będzie mnóstwo takich sytuacji, w których ja i Natalia będziemy lustrem dla Tosi, w którym oceniać będzie ryzyko. I zdaję sobie sprawę, że najgorszą rzeczą byłoby dać jej niejednoznaczny sygnał. No nie wiem. Zrób to, ale nie jestem przekonany. Obraz w lustrze będzie dla Tośki absolutnie zniekształcony. Być może kiedyś zimą w górach stanie ponad dużą skocznią w snowparku i będzie chciała zrobić swoje pierwsze 360. Coś, czego ja w życiu nie robiłem i nigdy nie spróbuję i czego bałbym się jak cholera. I co wtedy mogę zrobić, jeśli jestem w pobliżu? Pokazać jej swój strach, kiedy to, czego jej potrzeba w takim momencie, to absolutnej koncentracji? To lepiej już usunąć się z pola widzenia…
Zresztą, ona już wtedy będzie wiedzieć, czego się po mnie spodziewać. I jeśli wyczuje mój strach, to nigdy mnie nie uprzedzi o tym, co zamierza zrobić, tylko oznajmi mi wszystko po fakcie z rozbrajającym i pełnym dumy uśmiechem. Dokładnie tak, jak ja zrobiłem po swoim pierwszym skoku spadochronowym. Nie zapomnę wtedy reakcji taty, z którym rozmawiałem przez telefon…Dobrze zrobiłem, że powiedziałem mu o tym dopiero po wszystkim.
Które lustro jest najważniejsze?
Jest jeszcze jedno lustro, w którym nasze dzieci przeglądają się nieustannie. To takie superlustro, które mieści w sobie strach, ryzyko czy radość. Można by je nazwać lustrem dobra i zła. To lustro, w którym dzieci widzą swoją własną wartość.
To lustro jest najważniejsze. W nim mieszczą się nasze reakcje: spokojne albo nerwowe; nasze słowa: ciepłe albo agresywne; nasze miny: akceptacji, dezaprobaty a może wstrętu.
I wreszcie w tym lustrze mieszczą się nasze oceny. Tysiące ocen, które serwujemy naszym pociechom na co dzień, mówiąc im TAK albo NIE.
Bycie zwierciadłem dla własnego dziecka jest dla mnie piękną nagrodą za rodzicielstwo. Wyzwanie polega na tym, żeby to zwierciadło nie okazywało się krzywe zbyt często, bo nasz Maluch może uwierzyć, że ta zniekształcona osoba w lustrze to on sam. No i od czasu do czasu każde lustro warto umyć, bo od dotykania zostają smugi.
Jeśli podoba Ci się, to co właśnie przeczytałaś i chcesz wiedzieć więcej o filozofii rodzicielskiej RIE, na której opieram swoje rodzicielstwo, dołącz do naszej grupy na Facebooku.