Być może zależy Ci, żeby być dobrym rodzicem dla swojego dziecka. Naprawdę bardzo się starasz. Na różnych frontach. Codziennie. Niestety Twojej pracy nie docenia ktoś, komu poświęcasz przecież tyle uwagi i miłości – Twoje dziecko. A byłby to przecież idealny prezent dla mamy. Dla Ciebie.
Dzieci nie dziękują nam za nasze codzienne trudy, a już szczególnie za trudne decyzje, które czasami musimy podejmować. Nie podziękują Ci za Twoje nie na próbę obejrzenia trylionowej bajki na telefonie, czy zjedzenia czekolady przed obiadem. Co więcej, jeśli podejmujesz trudny wysiłek akceptowania różnych uczuć i emocji dziecka, zgodnie z filozofią rodzicielską RIE, nie licz na to, że Twój synek powie kiedyś: mamo, dziękuję Ci, że byłaś taka dzielna i wytrzymałaś mój wybuch gniewu po tym, jak zabroniłaś mi jeść pizzę, która spadła na brudną ziemię.
Ostatnio jedna z mam napisała na mojej fejsbukowej ścianie: Ja oczekuję jedynie, że [moje dziecko] nie będzie wywalało z premedytacją, patrząc mi prosto w oczy, jedzenia na podłogę pięć razy dziennie. Czy proszę naprawdę o tak wiele? Obawiam się, że jednak ta mama prosi o wiele. Co więcej, za swój znój i zachowanie zimnej krwi w takich sytuacjach, medalu nie dostanie. Na pewno nie od swojego dziecka.
Czy zatem nie pozostaje nam nic innego, jak spuścić głowę i zaakceptować taki stan rzeczy? Czy nie ma nikogo, kto doceniłby nasze heroiczne rodzicielskie wysiłki? Oczywiście, że NIE. Należą nam się podziękowania i docenienie! Zasługujemy na to! Warto o to zadbać. Tylko kto może nam to dać?
Doceniaj częściej sama siebie. Prezent dla mamy #1.
Często szukamy głasków u innych ludzi. U dziecka, u partnera, może u własnych rodziców. Zwykle jest ich za mało. Czekamy na kolejne i na tę bliżej nieokreśloną przyszłość, w której nasze dziecko na pewno nam się odwdzięczy. Bywa, że nawet głośno się tego domagamy, kiedy dorasta.
I jednocześnie zupełnie zapominamy o tym, żeby któregoś wieczoru, kiedy Maluch już śpi, pomyśleć o sobie coś dobrego, np. kurcze, ale jestem fajną mamą. Jestem naprawdę supertatą. Jestem dumna, bo nauczyłam się dzisiaj czegoś nowego. Moje starania naprawdę mają sens, bo udało mi się znaleźć porozumienie w trudnej sytuacji z moim kochanym Maluchem.
Zapominamy też o tym, żeby coś zrobić dla siebie. I nie chodzi mi o popijanie Prosecco w wannie po ciężkim dniu. Chociaż tak też warto świętować (a partner pewnie chętnie do tego świętowania w wannie dołączy ?). Ale o to, że kiedy tak dzień po dniu stajemy na głowie, żeby być idealnym rodzicem, zapominamy, że jesteśmy przede wszystkim… ludźmi. A dziecko pewnie bardziej skorzysta z naszej autentyczności, kiedy ewidentnie mamy dość, niż z naszego napompowanego heroizmu, który na kilometr czuć sztucznością.
Jak w takim razie doceniać siebie na co dzień? Po pierwsze i najważniejsze:
Nie bierz odpowiedzialności za uczucia i emocje dziecka.
W swoim przejmowaniu się wszystkim łatwo jest obarczać się winą za to, że dziecko poczuło się źle, że jest smutne albo wściekłe. Automatyzm prowadzi nas do korygowania, zmiany tego, co czuje dziecko. Nie chcemy, żeby tak czuło, bo mamy z tym problem. My się z tym źle czujemy. W tym sęk.
A przecież wiemy dobrze, że uczucia negatywne i pozytywne przeplatają się w życiu każdego człowieka jak słońce i deszcz. Nie można od nich uciec. Nasze przejmowanie się uczuciami dzieci i próby zmiany tych uczuć są jak walka Don Kichota z wiatrakami. Taka postawa jest niekorzystna przede wszystkim dla nas. Wysysa z nas energię, której potrzebujemy do okazania realnej pomocy, jeśli będzie trzeba.
Gdyby kapitan przeżywał rozterki każdego członka załogi, to zupełnie rozkojarzony emocjonalnie niechybnie doprowadziłby do rozbicia statku. A tak przy okazji, wtedy wszyscy by zginęli. A to właśnie my w relacjach z dziećmi pełnimy rolę kapitana…
Bądź dla siebie wyrozumiała. Świadomie i głośno. Prezent dla mamy #2.
Kiedy wszystko się wali, naprawdę nie musimy się zarżnąć, aż padniemy. Nikomu to nie służy! Być może przychodzi czasami taki moment, kiedy powiem sobie dość, jak śpiewała Agnieszka Chylińska zanim jeszcze została potrójną mamą.
I wtedy z pełną świadomością i wyrozumiałością dla siebie można powiedzieć na głos: moje dziecko chce trylionowego misia na wesołym miasteczku i fyfnastą gałkę lodów. I wiecie co wszyscy ludzie na Ziemi i ja sama? Właśnie dostanie tego misia i tę gałkę lodów. Ja wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale jestem na granicy szaleństwa i będę dla siebie wyrozumiała. A potem zapomnę o tym i pójdę dalej przez życie, bo jedna taka historia niczego dużego w moim rodzicielstwie nie zmieni.
Pogadaj o tej sytuacji ze swoim dzieckiem. Następnego dnia, kiedy odpoczniesz.
Bywa, że tak się spinamy, żeby wszystko było idealne i wyszło perfekcyjnie, że zapominamy jak fantastyczną okazją do dialogu i zbliżenia z dzieckiem jest sytuacja trudna – albo dla rodzica, albo dla dziecka, a najczęściej dla obojga. Świat nie zawali się, kiedy będąc na skraju cierpliwości, bo nasz potomek drapie i wyje o kolejną gałkę lodów, damy mu ją, żeby tylko przestało. Przegrywając bitwę, po pierwsze możemy to zrobić honorowo i świadomie a po drugie, możemy wygrać wojnę. (Na marginesie jeśli już używam terminologii militarnej, to chcę być dobrze zrozumiany. W wojnie o dobro naszego dziecka jesteśmy z nim po tej samej stronie!)
Kiedy więc emocje opadną, minie trochę czasu a dziecko jest już w wieku, który umożliwia konwersację, możemy wrócić do tej sytuacji. Wczoraj bardzo mocno domagałeś się tej kolejnej gałki lodów, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Czy chodziło tylko o to, że te lody były tak wyjątkowo smaczne?
Te rozmowy są o tyle istotne, że pomagają nam odkryć, skąd wzięło się wrzenie emocji, które opanowało dziecko do tego stopnia, że zdecydowaliśmy się skapitulować. Być może okaże się, że tego dnia coś wydarzyło się w przedszkolu, że coś nie poszło po myśli dziecka i że to agresywne domaganie się lodów było podświadomą próbą zachowania jakiejś kontroli nad własnym życiem.
Rozmawiaj też sama ze sobą.
Kiedyś w pewnej rozmowie mój kumpel w żartach rzucił mimochodem: dobra, dobra, idealny tato. Miał na myśli oczywiście bloga, pracę nad kursem dla młodych rodziców i czas, który poświęcam na zgłębianiu tajemnic rodzicielstwa. Automatycznie się obruszyłem, bo nie czuję się idealnym tatą. Daleko mi do tego i znam wielu ojców, którzy bardziej zasługiwali by na to miano.
Ale wiecie co? Dobrze mi z tym. Nie chcę być idealny. Chcę pozostać człowiekiem. I jeśli czegoś oczekuję od mojej córki, to właśnie tego – że pozostanie sobą. Człowiekiem. Ze swoimi słabościami i wiarą w potencjał, jak nosi w sobie.
Dlatego w chwilach trudnych rozmawiaj ze sobą łagodnie jak z najlepszą przyjaciółką. O tym, co się stało, jak się czułaś, dlaczego postąpiłaś tak, a nie inaczej. Nie po to, żeby się oceniać, tylko żeby siebie lepiej zrozumieć. Gdzie leżą Twoje granice, co na Ciebie działa jak płachta na byka a co bierzesz bez problemu na klatę. Jeszcze raz to powtórzę: nie po to, żeby się umartwiać i obiecywać sobie, że od jutra będzie inaczej. Tylko żeby się zrozumieć. Uznać, że są siły silniejsze od naszej najsilniejszej woli i że może warto się tym siłom przyjrzeć.
I wiesz co? Powiem Ci to wprost, bo może nie chcesz tego usłyszeć. Prezent dla mamy #3.
Jeśli zastanawiasz się nad tym, jak postępować ze swoim dzieckiem i jakim chciałabyś być rodzicem, to jesteś wielka. Jesteś świetna. Jesteś najlepszą mamą. No chyba, że jesteś mężczyzną. To wtedy jesteś najlepszym tatą ?
Jeśli podoba Ci się, to co właśnie przeczytałaś i chcesz wiedzieć więcej o filozofii rodzicielskiej RIE, na której opiera się również ten artykuł, dołącz do naszej grupy na Facebooku.