Czym naprawdę warto się martwić, czyli jak rodzicielskie obawy osłabiają nasze dzieci.

Jedziesz z dzieckiem samochodem w dawno nieodwiedzanej dzielnicy. Jest zimowe popołudnie i zaczyna już zmierzchać, ale widoczność jest doskonała. Jesteś zachwycona, bo znana z dzieciństwa okolica zmieniła się i rozbudowała. Światło latarni pada na nowiutkie trotuary, po których przechadzają się roześmiani spacerowicze. Kilka rodzin korzysta z pięknej pogody i świeżego śniegu, żeby pobawić się z dziećmi. Ciągną sanki i obrzucają śnieżkami. Prowadzisz wolno, podziwiając nową-starą okolicę. Uśmiechasz się do siebie i zaczynasz opowiadać kilkuletniej córce, jak miejsca znane ci sprzed lat zmieniły się na lepsze. Nagle z tylnego siedzenia pada pytanie, którego zupełnie się nie spodziewasz. Mamo, skąd będziemy wiedzieć jak dojechać do domu?

Co byś sobie pomyślała na miejscu tej mamy? Wielu rodziców reaguje zdziwieniem i zmartwieniem. Dlaczego moje dziecko się boi, kiedy nic takiego się nie dzieje? Jak mam ją uspokoić? Skąd te dziwne pytania? I czy przypadkiem ja w tym momencie nie zaczynam lekko panikować? Bo może z moim dzieckiem jest coś nie tak? Może ma jakieś fobie? W lecie, kiedy wybieraliśmy się na wycieczkę łodzią po spokojnym morzu, pytała co zrobimy, jak łódź zacznie tonąć…

Martwienie się to nasz rodzicielski chleb powszedni. Robimy to codziennie. Nie wiem, jak ty, ale ja widzę nawet więcej zmarszczek na twarzy, odkąd urodziło mi się dziecko. Tymczasem moglibyśmy odpowiedzieć bardzo rzeczowo i wprost na to rozsądne pytanie. Może dziecko wcale nie okazuje strachu. Wprawdzie głos ma cichy, ale normalny. Po prostu nigdy tu nie było, jest ciemno a mama jedzie wolno rozglądając się, pogrążona we własnych wspomnieniach. A jednak raczej nie odpowiemy: ciekawe pytanie. Znam okolicę i wiem dokładnie jak wrócić. Pokażę ci. Zamiast tego dziecko częściej usłyszy: nie martw się, nie zgubimy się. Nie ma powodu do obaw.

Dlaczego lepiej odpowiadać na pytania dzieci wprost, zamiast wyprzedzać wydarzenia i wpadać w niepokój?

Doskonale wiem, że zgadywanie, co chodzi po głowie naszym dzieciom, to fascynujące zajęcie. Nieustannie tropimy złe myśli, strachy i staramy się im zapobiegać. Często przeraża nas brak kontroli nad myślami dziecka. Niepokoi nas fakt, że nie zawsze możemy im bezpośrednio pomóc, ochronić i że im są starsze a ich świat się rozszerza, tym paradoksalnie mniej je rozumiemy.

Niemniej, kiedy odpowiadamy na neutralne pytanie w strachu i obawie, nasze dziecko to doskonale wyczuje. I właśnie w tym momencie nauczymy nasze dziecko, że ta sytuacja jest niebezpieczna. Że właśnie w takich sytuacjach trzeba się bać. Co więcej, dziecko wyczuje, że samo pytanie zbiło rodzica z tropu i może to nie jest w porządku zadawać takie pytania?

No i prosta z pozoru sprawa bardzo komplikuje. Bo już nie wiadomo, czy kiedy rzeczywiście zobaczymy strach lub usłyszymy płacz malucha, to dlatego, że dziecko przestraszyło się tej sytuacji czy może faktu, że wyczuło nasz niepokój? To jak my odbieramy sytuacje życiowe jest przecież dla dziecka drogowskazem i nauką reagowania na nowe dla nich zdarzenia.

Dlatego tak niezmiernie ważne jest zdać sobie sprawę z własnego strachu i niepokoju. To pierwszy ważny krok. Wiadomo już, że niekoniecznie warto dzielić te obawy z dzieckiem. Ale to jest niezmierne trudne. Dlatego kolejnym ważnym krokiem jest zrozumienie, skąd te nasze obawy i strachy się najczęściej biorą.

Obawiamy się, że dzieci będą miały cechy, których nie lubimy w sobie.

Och, jakże chciałbym mieć córkę, która jest wiecznie pełna energii, roześmiana, gwiżdże na to, co o niej się mówi i śmieje się z własnych wad. I jakże bardzo martwię się na myśl, że może być dokładnie na odwrót.

Tym zdaniem sporo opowiedziałem wam o sobie. O swoich własnych pragnieniach, które trudno mi zrealizować. O tych kawałkach swojego ja, które akceptuję inaczej. Tymczasem prawda jest taka, że nie mam nad usposobieniem Tosi pełnej kontroli. Nie w mojej ani żadnego rodzica mocy jest sprawić, by była bardziej ekstrawertyczna lub introwertyczna, mniej wrażliwa lub bardziej wrażliwa, sprawna fizycznie lub artystycznie. Nie na wszystko mamy wpływ, bo geny też mają coś do powiedzenia. I to jest w porządku. A naszą rolą, jak mi się przynajmniej wydaje, jest dzieciom to właśnie mówić. Jesteś w sam raz, bez względu na tę czy inną cechę, talent czy usposobienie.M

Jak zmierzyć akceptację samego siebie?

Magda Gerber, twórczyni podejścia RIE, podkreślała olbrzymią rolę akceptacji samego siebie. Ona jest warunkiem, żeby w pełni zaakceptować własne dziecko takim, jakim jest. Innymi słowy, aby kochać innych, musimy kochać samych siebie.

Brzmi to bardzo ogólnikowo. Czy można to jakoś zmierzyć? Czy można sprawdzić, jak bardzo akceptuję własne ja? Moim zdaniem tak. I to bardzo prosto. Proponuję ci taki eksperyment. Pomyśl, jak dużo czasu zajmuje ci myślenie o tym, że czegoś ci brakuje: czasu, pieniędzy, miłości, sławy, uznania, lepszego ciała, rzeczy itd. Pomyśl, jak dużo czasu zajmuje ci pogoń za spełnianiem tych pragnień. Mówię o tych chwilach, kiedy czujesz, że musisz coś zjeść słodkiego albo kupić sobie coś ładnego, żeby przestać się parszywie czuć. To jest energia, którą poświęcamy na zaleczanie własnej duszy. Im więcej jej potrzebujemy, tym mnie możemy jej zaoferować innym. W skrajnych przypadkach, jak na przykład uzależnienia, tej energii dla rodziny nie starcza już w ogóle.

Co mogę zrobić, żeby pełniej kochać siebie?

Uzdrawianie samego siebie to długi i czasami bolesny proces, ale gra jest warta świeczki. I nikt za nas tego nie zrobi, bez względu na to, jak boleśnie zostaliśmy skrzywdzeni w dzieciństwie. Albo inaczej, jeśli my tego nie zrobimy, NA PEWNO przeniesiemy problemy na następne pokolenie. W psychologii nazywa się to przekazem transgeneracyjnym. Ten przekaz to potężna siła, ale całe szczęście możliwy do zmiany.

Wspaniale pokazuje to świetny miniserial Patrick Melrose albo powieść o tym samym tytule, na podstawie której nakręcono film. Jest to opowiedziana z prawdziwie brytyjską ironią historia rodzinna pewnego arystokraty, który został wyjątkowo okrutnie doświadczony w dzieciństwie. Po tym filmie uznałem, że jeśli ludzie wychodzą z dużo większych traum i dla mnie jest nadzieja na ogarnięcie się ze zmartwień, lęków czy kompleksów. Polecam ten serial, bo pomaga zrozumieć mechanizm i daje energię do pracy nad sobą.

A tu i teraz, jak mogę ochronić dzieci przed swoimi lękami?

W sytuacji, kiedy dostrzegamy, że irytuje nas zachowanie własnego dziecka (np. kiedy zadaje dziwne pytanie o to, jak wrócimy do domu) i wiemy już, że i my to mamy i to nas w sobie wkurza, to może warto spojrzeć na to na spokojnie i powiedzieć sobie coś w stylu: halo, w zasadzie ja też lubię mieć plan i kontrolę nad sytuacją. Taki już jestem i jeśli nie robię nikomu krzywdy, to to jest ok. Może potrzebuję wiedzieć więcej szczegółów niż inni ludzie, co może być różnie komentowane. I co z tego? Jeśli dzięki temu czuję się lepiej, to dlaczego mam tego nie robić? Może nie lubię w sobie takiej drobiazgowości, bo w przeszłości ktoś się z tego śmiał, ignorował albo karał? I, o ironio, ja teraz mam ochotę zrobić to samo w stosunku do mojego dziecka, bo tak mnie to zachowanie wkurza?

Jak mówiła Magda Gerber, szacunek do innego człowieka mierzy się tym, na ile pozwala mu się być, jakim jest. Nie oznacza to zgody na każde zachowanie. Nie musimy pozwalać dziecku na wszystko, ale bez ustanku możemy kochać i akceptować małego człowieka, który przed nami stoi. O to według mnie chodzi w miłości.

Ostatnie wydarzenia w Gdańsku i to co się po nich działo w przestrzeni publicznej, niestety pokazały, że kiedy gaśnie światełko do nieba, kochać bliźniego jest bardzo trudno.

W rodzicielskim trudzie odpowiedzialnego wychowania dzieci pomaga mi i ponad dwóm tysiącom innych rodziców w Polsce pełne szacunku podejście RIE. Jeśli zastanawiasz się, jak to podejście działa w praktyce, dołącz do grupy rodzicielskiej Rodzice RIE, gdzie aktywnie pomagamy sobie rozwiązywać codzienne wyzwania.


Tomasz Smaczny on EmailTomasz Smaczny on FacebookTomasz Smaczny on InstagramTomasz Smaczny on LinkedinTomasz Smaczny on Youtube
Tomasz Smaczny
Nazywam się Tomasz Smaczny. Rodzicielstwo w duchu RIE (raj) to mój smaczny sposób na życie. Wspieram mamy i tatów w podejmowaniu najlepszych decyzji dotyczących wychowania swoich pociech. Żebyś jako rodzic miał więcej frajdy, spokoju, luzu i spełnienia. Robię to w oparciu o nurt rodzicielski RIE (czytaj: raj), który jako pierwszy konsekwentnie promuję publicznie w Polsce, oraz o wieloletnią praktykę coachingową. Sam jestem tatą pięciooletniej Tosi i doskonale wiem, że dużo łatwiej jest mówić niż robić.
Dlaczego to robię? Przeczytaj moją historię...

Zobacz także: