Być może zdarzyło ci się usłyszeć pytanie, a twoje dziecko umie się zająć sobą? A jak długo? To jest jedno z wielu pytań porównawczych zaniepokojonych rodziców, którzy zastanawiają się, czy inni mają lepiej czy gorzej niż ja? Sęk w tym, że czasami nie mamy się czym pochwalić i czujemy się bardzo niekomfortowo, jeśli samodzielna zabawa dziecka to temat, który spędza nam sen z powiek.
No bo jeśli moje dziecko nie bawi się samo wystarczająco długo, to o czym to świadczy? Może o tym, że coś z nim jest nie tak, pomyśli zaniepokojona mama. A tata doda, a może to my coś robimy źle?
Jestem przekonany, że bez względu na usposobienie dziecka, nasze działania czy reakcje mają olbrzymi wpływ na ukształtowanie się zachowania Malucha. I nie inaczej jest w przypadku samodzielnej zabawy. Jesteśmy w stanie przeprowadzić dziecko od stanu totalnej histerii (jeśli tylko na chwilę zdecydujemy się je zostawić samo na macie, w kojcu, łóżeczku czy na dywanie) do przyjemnego skupienia na samodzielnej zabawie. Taką właśnie zmianę zaobserwowałem u mojej ośmiomiesięcznej córki i chętnie podzielę się wnioskami, które mogą pomóc w podobnej sytuacji.
Kto z Was chciałby się bawić niedospany, głodny i z kupą w majtkach?
Wydaje się to być najprostszy warunek do spełnienia, bo kto jak kto, ale mama to na pewno wie, kiedy dziecko jest głodne, zmęczone albo ma pełną pieluszkę. O ile z tym ostatnim się zgodzę, to muszę stanowczo powiedzieć, że często rodzice nie mają bladego pojęcia, jak karmić i ile powinno spać ich własne dziecko.
U nas wyglądało to nie lepiej. Niby wsłuchiwaliśmy się w potrzeby Tośki, ale marudzenie nie ustawało. I nic dziwnego, że nie potrafimy tego właściwie ocenić, bo skąd do cholery mamy to wiedzieć? Nawet jeśli przyjmiemy, że dziecko fantastycznie potrafi komunikować, czego chce i z tym nie polemizuję, to autentycznie wątpię, czy my wiemy dokładnie, jak te podstawowe potrzeby zaspokajać. Dziecko oczywiście powie nam, że jest głodne, ale to my decydujemy, ile i co dostanie do jedzenia. To samo ze snem. Może nam komunikować, że jest śpiące, ale to my zdecydujemy, kiedy i w jaki sposób je uśpimy.
I w zasadzie tutaj mógłbym się zatrzymać, bo nie ważne jak się staraliśmy zachęcić Tosię do samodzielnej zabawy, dopiero jak wyregulowaliśmy jej sen i odżywianie, to zobaczyliśmy niezwykłe efekty. A wcześniej nawet nie byliśmy świadomi, że to o to jej chodzi. Wydawało nam się, że chce tylko bliskości. Guzik prawda! O tym, co konkretnie zrobiliśmy i jak zmieniły się nawyki snu i żywienia Tosi napiszę w osobnym artykule, bo ten proces ciągle trwa. [czas z dziećmi mija szybko i artykuł już jest :-)] Póki co, jeśli masz niemowlę, które płacze jak tylko je się odłoży, to przyjrzyj się bardzo uważnie, jak i ile śpi i je. I załóż raczej, że coś można poprawić. Doskonałym wskaźnikiem jest humor dziecka po spaniu. Jeśli jest uśmiechnięte i spokojne, to jest dobry sygnał, że jest gotowe na samodzielną zabawę! A jeśli płacze i marudzi, to trzeba coś poprawić, a o zabawie można raczej zapomnieć.
No dobrze, powiedzmy, że ten etap mamy za sobą, bo na przykład dziecko już jest większe i temat żywienia i snu można wyregulować dzięki bezpośredniej rozmowie. Co jest jeszcze potrzebne do wspomagania samodzielnej zabawy?
Jeśli potrzebujesz więcej konkretnych wskazówek, zajrzyj do Pomocnika dla rodzica, który marzy o samodzielnej zabawie dziecka, który w całości razem z posumowaniem graficznym możesz pobrać już teraz.
Skupienie, które bierze się stąd, że to my podążamy za uwagą dziecka, a nie ono za naszą.
Zauważ, jak często twój Maluch jest zainteresowany wszystkim, tylko nie tym, co dla ciebie jest w danej chwili ważne. U nas wygląda tak każde przewijanie. Tośka przewraca się na brzuch, sięga po każdy przedmiot w zasięgu ręki, rozrzuca je, bierze do buzi itd. Najgorsze jest to przekręcanie się na brzuszek, kiedy właśnie zakładam pieluchę. Matko, jak się trzeba nagimnastykować.
Oczywiście, przychodzi moment, że musimy być stanowczy i doprowadzić jakąś czynność do końca – ubieranie, przewijanie, zapinanie w foteliku, itp. Ale w tym czasie mamy też okazję wrzucić na luz i pozwolić dziecku na zajęcie się tym, czym chce się zająć. Przecież to są właśnie momenty samodzielnej zabawy! Nie przerywajmy ich pochopnie, bo nie pozwalamy się dziecku skupić. A ono się nie skupi wtedy, kiedy my chcemy i na czym my chcemy, tylko samo sobie wybierze odpowiedni moment i obiekt uwagi. Celebrujmy to, bo w ten sposób Maluch ćwiczy samodzielną zabawę. Dlatego, na ile to możliwe, nie przerywajmy takich momentów albo dajmy na nie sobie i dziecku więcej czasu.
Z tą kwestią bardzo ściśle wiąże się inny istotny aspekt.
Balans między aktywnym a pasywnym pokazywaniem świata.
Zacznijmy od tego, jak generalnie patrzymy na nasze dziecko. Czy myślimy o nim jako o kimś, kogo trzeba przed wszystkim chronić, kto nie poradzi sobie w życiu bez nas? Dlatego bez przerwy nosimy je na rękach, oferujemy bliskość i tłumaczymy sobie każdy szloch i płacz jako wezwanie do aktywnej interwencji? Osobiście zgadzam się, że w pierwszych kilku miesiącach bliskość jest kluczowa. Ale w ósmym i dziewiątym miesiącu, w wieku naszej Tośki, a przynajmniej u niej, ta potrzeba jest mniejsza niż nawet nam się wydawało.
Przede wszystkim nie można być przyklejonym w chuście do dziecka cały dzień i jednocześnie oczekiwać, że jak mama się zmęczy, to dziecko ochoczo będzie się bawić pozostawione samo na podłodze. No nie, to tak nie działa. Tutaj proporcje czasowe i nasze nastawienie zaczynają odgrywać olbrzymią rolę. Dziecko jest w stanie samo się bawić, przede wszystkim dopiero po tym, jak sami w nie uwierzymy. Brzmi może trochę absurdalnie, ale wcale takie nie jest. Inaczej reagować będziemy myśląc, że Maluch jest w stanie zająć się czymś sam. A jeśli płacze, to po prostu my mu musimy trochę w tym pomóc. A co innego, kiedy myślimy, jak już wspomniałem, że płacz oznacza totalne zagubienie i rozpacz dziecka i że bez nas Maluch nic sam nie jest w stanie zrobić.
Wiara w kompetencje dziecka jest jednym z filarów rodzicielstwa RIE. Więcej o RIE dowiesz się na naszej bardzo aktywnej grupie na Facebooku, do której serdecznie Cię zapraszamy.
Naszym zdaniem pomogła ta zmiana optyki. Wystarczyło zobaczyć Tośkę bawiącą się samą pięć, dziesięć, dwadzieścia minut, a potem godzinę samodzielnie, żeby zrozumieć, że ona świetnie to potrafi, ale musi mieć czas oraz cierpliwych i ufnych w jej możliwości rodziców.
To na czym ta nauka polega? Na zostawieniu dziecka samego i zaszyciu się w innym pokoju? Nic podobnego. Bardzo ważny w czasie samodzielnej zabawy dziecka jest…
Sygnał – jestem tu i interesuje mnie to, co robisz.
Trochę nam to zajęło, żeby nauczyć się, jak to działa. Czasami to jest tylko wzrok Tośki podążający za nami po pokoju. Wtedy nie ignorujemy jej, tylko rozmawiamy. Mówimy po prostu, co w danej chwili robimy – zmywamy, gotujemy, ścielimy łóżko. I oczywiście jesteśmy cały czas w tym samym pokoju, a jak chcemy wyjść to uprzedzamy Tosię, że wychodzimy i że zaraz wrócimy.
Innym razem widzimy, jak Tośka przerywa zabawę, szuka nas wzrokiem i zaczyna krzyczeć czy piszczeć. To jest dla nas sygnał, zobaczcie, co robię, zauważcie mnie! I warto na to zareagować. Czasami wystarczy, że podejdę do niej, zejdę do parteru i po prostu skomentuję to, co widzę, np. że trzyma ulubioną kostkę manipulacyjną, czy rozmawia z Krecikiem. Jej to wystarczy. Czasami nie i może po prostu chce jakiejś odmiany, innej zabawki. I dopiero jak to nie działa, to wiem, że chce jednak być ze mną bliżej. Wtedy czytamy razem, lub biorę ją na ręce. Ale nie na bardzo długo. Pogadamy sobie, pobędziemy razem i wiem, że jej potrzeba zauważenia jest zaspokojona. Widzę, jak mi się wyrywa z rąk a głowa obraca we wszystkie strony. To znak, że jest gotowa do odłożenia i samodzielnej zabawy.
Większość z nas pewnie się zgodzi, że w sprawach związanych z dziećmi warto zachować umiar i działać stopniowo. Żadna terapia szokowa nie jest najlepszą drogą. Jeśli dziecko nie bawiło się samo przez dłuższy czas, nie zostawiajmy go samego i zapłakanego na podłodze przez pół godziny. Ale w drugą stronę działa to tak samo. Jeśli dziecko ewidentnie potrzebuje bliskości, to nie zakładajmy, że tak jest 24h na dobę. Dajmy mu szansę na poznanie, czym jest aktywna swoboda wyboru tego, co będzie robić. Dzięki temu szybciej nauczy się bawić samo a w konsekwencji, życiowej samodzielności.
Masz ochotę dowiedzieć się więcej o RIE i poznać innych rodziców, którym to podejście jest bliskie? Dołącz do pierwszej polskiej grupy RIE na Facebooku.