Kiedy w Google wpiszemy lęk separacyjny, dowiemy się, że jest to obawa przed separacją z mamą, która pojawia się u każdego małego dziecka między siódmym a dziewiątym miesiącem życia. Lęk ten wynika z prostego rozumowania: widzę mamę, więc ona jest, nie widzę jej, to znaczy, że jej nie ma. Dzieci na tym etapie nie zdają sobie jeszcze sprawy, że krótkotrwałe zniknięcie mamy z pola widzenia nie oznacza jej zniknięcia na zawsze.
Tosia zbliża się do swojej dziewiątej miesięcznicy i my również zaobserwowaliśmy lęk separacyjny. Co ciekawe jednak, nie u Tosi, a u kogoś zupełnie innego…
Są dzieci, u których ten lęk przychodzi później lub go nie odczuwają.
Nie mogę tego inaczej podsumować, patrząc na własną córkę. Oczywiście daje głośno znać, kiedy potrzebuje uwagi, ale nie widzimy różnicy, kiedy przebywa z mamą, tatą, nianią, czy kimkolwiek innym, kogo zna i akceptuje. Mama może spokojnie przekazać Tosię znanej jej osobie bez obawy, że negatywnie zareaguje. Wydaje się nam czasami, że Tośce jest wszystko jedno, kto z nią będzie, dopóki ma się z kim bawić i komunikować.
Poza tym zauważyliśmy, że o ile Tosia lubi być blisko i lubi mieć kontakt wzrokowy, to nie należy do przytulaków. Gdy tylko weźmiemy ją w ramiona, widać jak ją interesuje wszystko tylko nie osoba, która ją trzyma na rękach. W zasadzie, kiedy chcę, żeby zwróciła na mnie uwagę, to wystarczy, że oddam ją mamie. Tosia będąc u mamy będzie chętniej śmiać się, gadać i patrzeć w moim kierunku, niż kiedy bym ją sam trzymał na rękach.
Na tym etapie odnosimy wrażenie, że przestaliśmy być dla niej tacy istotni. Odkąd zaczęła się czołgać i próbuje raczkować, to świat jej się niebywale powiększył i ciągle chce go eksplorować. Kiedy może swobodnie poruszać się po podłodze w salonie, przez jakiś czas przebywa na małej przestrzeni w pobliżu Natalii lub mnie. Mija jednak parę chwil, może usłyszy jakiś dźwięk lub jakiś szczegół przykuje jej uwagę i Tosia rusza przed siebie na podbój świata. Po kilku szybkich ruchach, niby żołnierz sił specjalnych, rzuca tylko spojrzenie w naszym kierunku, jakby sprawdzała, czy dowództwo wyraża zgodę na dalsze zwiady terenu. Widać wtedy w jej oczach tę radosną iskierkę przygody…
I właśnie z tym mamy mają problem.
Masz dopiero dziewięć miesięcy i już nie chcesz iść do mamy? Nie chcesz być u mnie na rękach? No fajnie, że jesteś taka niezależna, ale dlaczego nie chcesz się już przytulać?
Tak mniej więcej komentuje to ostatnio Natalia i jestem przekonany, że nie jest jedyną mamą, która zaczyna przeżywać lęk separacyjny. No bo jak to możliwe? Ona jest jeszcze taka malutka. Jeszcze niedawno zasypiała mi na rękach albo przy cycku. A teraz co się dzieje?
Patrząc na to z zewnątrz widzę paradoks tej sytuacji. Przez tyle miesięcy marzyliśmy o spokojnych wieczorach, o Tośce, która przesypia całą noc, śpi u siebie w łóżeczku i w swoim pokoju, potrafi sama się bawić i nie marudzić albo jęczeć przez cały dzień. Jednym słowem chcieliśmy i staraliśmy się postępować tak, żeby dawać Tośce szansę na samodzielność i niezależność, na ile to w jej wieku możliwe. I dlatego przypomina mi się stare chińskie przysłowie: uważaj o co prosisz, bo jeszcze możesz to dostać. Teraz, kiedy Tośka zachowuje się tak, jak kiedyś tylko marzyliśmy, mamie czegoś brakuje. Wydaje jej się czasami, że nie jest Tosi już tak potrzebna.
Dla mnie to ewidentny dowód na lęk separacyjny mam, mimo że dziecko jest w zasięgu wzroku.
A co czują mamy, kiedy muszą rzeczywiście rozstać się na jakiś czas z dzieckiem?
Przychodzi taki czas, jak pewnie doskonale część z was wie, że trzeba pójść do pracy i zostawić Malucha na cały dzień. Wcześniej jeszcze zaczyna się od krótszych przerw, szczególnie, kiedy cały czas karmi się piersią. A to zakupy, jakieś sprawunki w mieście, może w końcu wyjście na kawę z koleżankami, sport czy manicure. Mamy czekają na te momenty z wytęsknieniem, bo przecież chcą wyjść z domu, do ludzi, chcą się ładnie ubrać i poczuć znowu jak kobiety. I co wtedy się dzieje? Daję każdej mamie maksymalnie godzinę, żeby napisała albo zadzwoniła do kogoś, kto w danej chwili opiekuje się dzieckiem: dałeś jej to, co ci zostawiłam? A ile zjadła? Spała? A budziła się? Co robicie? Wyjdziecie na spacer? Wiesz, w co ją ubrać? Bo wiatr wieje… To są pytania, które często słyszę w takich sytuacjach. I jak tego nie nazwać lękiem separacyjnym?
Kiedy wieczorem po intensywnym dniu uśpię Małą, wyciszając ją wcześniej w ramionach, i mamy z Natalią wreszcie czas dla siebie, czujemy się jakoś dziwnie. Zanim przeskoczymy w rozmowie na nasze sprawy, Natalia pokazuje mi często zdjęcia, które zrobiła Tośce w ciągu dnia. Z reguły oglądamy je jakbyśmy nie wierzyli, że to rzeczywiście nasza córka, że ta mała istotka jest częścią naszej rodziny. Milczymy potem chwilę i czasami pada takie zdanie: kurczę, ale ten nasz Bubuś jest kochany, ja już za nim tęsknię.
I zdarza się, że to zdanie nie wychodzi od mamy…